Restauracja "u Hrabiego"

Restauracja u Hrabiego w Krzyżowej to miejsce, do którego trafiliśmy właściwie przypadkowo szukając czegoś ciekawego w drodze do Świdnicy. Restauracja jest częścią kompleksu konferencyjnego położonego na uboczu dróg, ale z relatywnie dobrym dojazdem do Świdnicy. Niestety sama restauracja jest źle oznaczona, a nazwa ani szyld centrum kongresowego nie sugerują, że na terenie obiektu otwarta jest restauracja dla gości z zewnątrz. Otoczenie restauracji jest czyste. Wnętrze restauracji nijak nie pasuje do górnolotnej nazwy. Ratanowe fotele dopełniają obrazu. Wszędzie obecne muchy i osy nie zachęcają do pozostania. Na stołach brakuje przypraw, których obsługa nie przynosi nawet przy serwowaniu dań, choć kelnerka twierdzi, że kuchnia celowo nie stosuje przypraw. Pomiędzy stołami jest odpowiednia odległość pozwalająca na swobodne przejście. Toalety są nieodpłatne, czyste i posiadają niezbędne wyposażenie.

W restauracji istnieje możliwość płacenia gotówką oraz kartą płatniczą. Lokal jest przystosowany do odwiedzin osób niepełnosprawnych, jednak minusem może być brak dostosowania toalety. Restauracja umożliwia dokonanie wcześniejszej rezerwacji stolika.

Podczas wizyty personel nie tylko nie wita klientów, ale wręcz ich ignoruje. Kartę musieliśmy sami wziąć z baru. Bardzo długi był też czas oczekiwania na złożenie zamówienia chociaż w restauracji było tylko kilku klientów. Osoby obsługujące klientów nie były odpowiednio ubrane. Karta dań była czysta i czytelna, oprócz języka polskiego był opis również w języku angielskim. W karcie znajdują się dania dla dzieci. Jednakże sam charakter dań nie bardzo odpowiada temu, co można by się spodziewać u gościnnego hrabiego. W karcie znajdują się zarówno dania mięsne jak i bezmięsne. Czas oczekiwania na poszczególne zamówione dania jest długi (25 minut oczekiwania na zupę).

Jako zupę zamówiliśmy żurek, który jest najlepszym sprawdzianem dla kuchni. Był bez wyrazu i niemal zupełnie niedoprawiony. Na drugie danie wybraliśmy sznycel od ranta do ranta oraz wołowinę po burgundzku. Jako napoje wybraliśmy Fritz colę i herbatę Richmont. Podczas składania zamówienia obsługa nie potrafiła opisać oferowanych dań.

Wbrew nazwie podany sznycel był przeciętnych rozmiarów. Ponadto całkowicie niedoprawiony (nawet solą). Zamiast pieczonych ziemniaków podano nieposolone frytki (zimne). Fasolka szparagowa pomimo sezonu pochodziła z zamrażalnika. Wołowina po burgundzku miała smak bardzo wyraźnie naznaczony winem, ale była źle odgrzana i niektóre kawałki były zwyczajnie zimne. Zamiast ziemniaków z koperkiem podano jakiś ubity placek, chyba z ziemniaka.

Koszt całkowity obiadu dla dwóch osób zamknął się w kwocie 93 złotych. Ceny nie są najniższe, ale jakością nie dorównują nawet barom mlecznym.

Po wizycie oceniamy lokal jako najgorszy z dotąd odwiedzonych, również przed powstaniem tego serwisu. Jeżeli właściciel poważnie myśli o interesie winien zmienić dosłownie wszystko. Od menu przez wystrój na obsłudze i kucharzach kończąc. Na chwilę obecną lokal nie warto odwiedzać.