Na poznańskim Starym Rynku stoi duży byk, który strzeże wejścia do restauracji Czerwona Papryka. Jeśli lubisz wyśmienitą hiszpańską kuchnię, ale także cenisz sobie dopracowany wystrój lokalu, miłą i wyszkoloną obsługę oraz przywiązywanie dużej wagi do zadowolenia każdego klienta, to nasza restauracja jest dla Ciebie.
Tutaj usiądziesz z laptopem czy tabletem i zjesz pyszną zupę-krem z groszku lub wypijesz Barraquito – hiszpańską kawę, korzystając przy okazji z bezprzewodowego Internetu. Umiejętnie dobrana, stonowana muzyka wprowadzi Cię w miły nastrój. Wśród obrazów i drewna skryjesz się przed miejskim zgiełkiem i naładujesz akumulatory – prawdziwa sjesta! Czerwona Papryka to także idealne miejsce na spotkania ze znajomymi, romantyczną randkę lub zebrania biznesowe – familiarny nastrój panujący w naszej restauracji wprawi Was w doskonały nastrój. Sala podzielona jest na dwie części (dwa piętra), więc nikt nie będzie Wam przeszkadzać. Dajemy możliwość wcześniejszej rezerwacji stolików. Sezon letni zaczynamy otwarciem dużego ogródka osłonionego parasolami, a wewnątrz lokalu pracuje klimatyzacja. Z klientami porozumiewamy się po polsku, angielsku i hiszpańsku.
Równocześnie z zupą otrzymałem kalmary. Przyznam szczerze, że nie bardzo rozumiem dlaczego. Do tej pory przystawkę otrzymywałem przed zupą, a nie równolegle z nią. Efektem tego kalmary musiałem już jeść mocno wychłodzone. Danie przygotowane poprawnie. Kalmary nie były gumowate, miały smak lekko gorzkawy. Panierka cienka, nie przesiąknięta tłuszczem.
Danie główne, to sporej wielkości stek z polędwicy wołowej, wysmażony (ugotowany?) zgodnie z moją prośbą. Przyprószony sporą ilością grubo mielonego pieprzu oraz podany z masłem rozmarynowym i sosem mango w osobnym pojemniczku. Dodatkami były grillowane warzywa tagliatelle oraz ziemniaki puree. Dodatki były kompletnie niejadalne. Puree ziemniaczane było chłodne i niesmaczne. Jako takie wróciło do kuchni. Warzywa były rozgotowane oraz przesolone. Mięso miało raczej dziwną konsystencję oraz tonęło w wywarze, którym było wypełnione naczynie w którym podano stek. Jako ciekawostkę warto też dodać, że lokal podaje jako dodatek do dań "gotowane szparagi i marchewkę", które są wysuszone na wiór i mają poczerniałe końcówki. Bardzo ciekawy efekt "gotowania". Jak można tak sprofanować szlachetne i delikatne szparagi??
Na zakończenie trochę o estetyce dań: w większości podawane są kompletnie bez polotu i pomysłu. A podanie dań na wyszczerbionym w kilku miejscach talerzu - jak dla mnie - dyskwalifikuje lokal, kucharza, który na takich talerzach serwuje efekty swojej pracy oraz kelnera, który takie talerze przynosi do stołu.
Zdecydowanie nie polecam tego lokalu nikomu.